Nu, jeżeli prawdą jest, że Wielki Wybuch, to pojawiają się takie pytania:
Normalna temperatura dla życia (takiego jak na Ziemi) wynosi od 200 do 370K. W tych warunkach powstało życie oparte na węglu. Tymczasem naukowce twierdzo, że w górę skali temperatury droga jest bardzo daleka: w środku gwiazdy potrafi być 50000K. Innymi słowy: żyjemy w dość chłodnym środowisku, odległym od zera absolutnego zaledwie o 200 jednostek miary, podczas gdy spora część Uniwersum potrafi grzać się o dziesiątki rzędów wielkości bardziej.
To kolejna półprosta, którą fizyka stosuje do opisu świata. Mam wrażenie, że pochodzi ona z prostej ekstrapolacji i potrzebuję paru dobrych argumentów, że taki uproszczony mechanizm rozumowania jest w tym wypadku wystarczający.
A czy da się zrobić Dukajowe zimno (poniżej 0K)?
Nie mam nic przeciw niej. Ale - patrz wyżej - o ile temperatura może rosnąć od zera w górę ku nieskończoności, okazuje się, że prędkość może rosnąć od zera tylko do 300K km/s. Ot, paradoks. Ciężki do uwierzenia. Rozumiem, że matematyka itede. Ale mam wrażenie, że znowu natykamy się na granicę poznania, którą trzeba będzie wkrótce przekroczyć i zrewidować fizykę.